czwartek, 20 lutego 2014

~Rozdział 3~

Nadeszedł ten dzień. Nigdy nie podejrzewałam ,że opuszczę ich w takich okolicznościach.
Gdy się pakowałam ,dotarło do mnie co się dzieje. Miałam ochotę rozpłakać się i zostać ,ale wiedziałam ,że to co mówił wujek jest prawdą i tylko ich narażam na niebezpieczeństwo. Nie chciałam ,żeby coś im się stało.
Moja walizka została wypełniona ubraniami i wszystkim co było mi potrzebne. Trwało to dość dlugo ,ponieważ nigdy nie oszczędzałam się co do ubrań ,jak to typowa dziewczyna.
Gdy pożegnałam się już z wujkiem i płaczącą  Martą ,miałam skierować się na przystanek autobusowy. Nie mogli po mnie przyjechac tak blisko domu ,bo "inni" by nas nakryli ,dlatego tam będą na mnie czekać.
Boje się. Cholernie się boję ,tego co nadejdzie.
Nagle ze spokojnego życia ,mam nielegalnie używac broni? Szaleństwo.
Doszłam do przystanku. Przez chwile nie widziałam niczego ,aż w końcu zauważyłam czarne BMW ,kryjące się na bocznej drodze a przy nim stał niski brunet.
Niepewnie podeszłam do niego ,ale gdy uśmiechnął się na mój widok, zozumiałam ,że to on.
 -Hej ,ty to ta nowa? -podalismy sobie ręce.
-Najwyraźniej- podałam mu ją.
-Louis, Louis Tomlinson- powiedział i wziął moją walizkę ,chowając ją do bagażnika.
Tomlinson?
-Syn Johannah Tomlinson?
-Obeznana jesteś ,widzę –zaśmiał się i otworzył mi przednie drzwi pasażera-A ty jesteś?..
-Victoria Moore –powiedziałam ,kiedy wszedł na miejsce kierowcy.
-Ah tak ,córka Annabelle i Richarda Moore, ta? Moja matka się z nimi przyjaźniła.
Odpalił auto a ja zapięłam pasy.
-Czy to miejsce jest daleko?- spytałam.
-Zależy ,jeśli mi pozwolisz przyśpieszyć do dwusetki ,będziemy tam w niecałe 2 godziny- zaśmiał się Louis i wziął łyk puszki Coli ,która była usadzona na specjalnym stojaku.

-Dwusetki?! Nie mówisz serio...
-Chcesz mnie sprawdzić?- zachichotał ,lekko przyśpieszając.
-Nie ,nie ! Jedź tak jak jedziesz –wierciłam sie na siedzeniu.
Brunet zwolnił do poprzedniej prędkości.
-Znasz się na autach?- spytałam widząc jak obchodzi się z wozem.
-Hah ,Bitch Please, jestem w tym najlepszy- dumnie jechał przez ulice ,które coraz bardziej nie rozpoznawałam. Oddalamy się od Leeds. Brunet chyba zauważył moje roztargnienie.
-Będziesz tęsknić?-spytał nagle.
-Może trochę...
-A przyjaciele?
-Nie mam.
-Żadnych?
-Żadnych.
-Wiesz, jeśli to Ci umili czas w naszym gronie ,to mogę być tym pierwszym.
-Pierwszym ?
-Przyjacielem.
-Ledwo się znamy –zauważyłam.
-Według mnie ,lepiej jest mieć kogoś kto pomoże Ci ,gdy komuś podpadniesz –zaśmiał się i odłożył Cole.
-Co? Aż tak jest tam źle.
-Powiedzmy –zaśmiał się.
-Zaczynam się bać.
-Dlatego ,będe tym ,który Ci pomoże w chwilach słabośći- uśmiechnął się.
-Ah no dobra, dzięki- mruknęłam- Można jakoś odchylić ten fotel, jestem zmęczona- szukałam dłonią gałki.
Louis nie odpowiedział i nacisnął jakiś guzik po jego stronie. Oparcie sprawnie odchyliło się pod idealnym kątem. Położyłam się w wygodnej pozycji i bez podziękowań ,zamknęłam i oczy i pogrążył mnie sen.


Hej hej ,kolejny rozdział a ja niewidze komentarzy :c Fajnie by było gdybyście się udziellai ;) Zapraszam również do obserwowania bloga i czytania "Bad" ;)
Nastepny rozdział za kilka dni xx

sobota, 8 lutego 2014

~Rozdział 2~

-Miałem Ci to powiedzieć ,kiedy uznam to za stosowne ,a więc już teraz- zaczął ,wpatrując się w nicość- Zawsze mówiłem Ci ,że twoi rodzice, Annabelle i Richard Moore zgineli w wypadku samochodowym. Zanim powiem Ci prawdę ,obiecaj ,że zrozumiesz dlaczego ukrywałem to przed Tobą i zrobisz potem to co Ci karze - powiedział spokojnie.
Lekko zdezoreintowana ,kwinęłam głową.
-No więc ,ta historia nie jest prawdziwa. Miała tylko ukryć to co działo się naprawdę i Cię ochronić. Teraz masz 19 lat ,więc czas ,abyś zrobiła to co zaplanowali twoi rodzice,a dokładniej twoja matka.
Zamilkł na chwile, spoglądając na mnie i kontynował.
-Twoi rodzice nie zgineli w wypadku ,ale podczas strzelaniny . Nie takiej strzelaniny jaką widzisz w telewizji ,gdzie policja użera się z bachorami. To była wojna gangów. Nie wiem jak to nazwać.
 Byli po prostu ... łamaczami prawa, kryminalistami czy jak tam to nazwiesz. Ja też nim byłem zanim się Tobą zaopiekowałem. Kradliśmy pieniądze z banków ,mieliśmy poczynania z innymi  i  wprawdzie wszystko co można uznać za złe.
Wiem ,że gdy na mnie patrzysz ,widzisz starego marude ,ale kiedyś...Kiedyś byłem naprawdę niezłym strzelcem. Twoja matka też ,a ojciec był specem od wybuchów ,po prostu piromaniak. Z Annabelle poznaliśmy Richarda na jednym ze zjazdów integracyjnych i od tamtej pory , był w naszej załodze. Nosiliśmy nazwę „Dark Alley” ,jedni z najlepszych.
Oprócz mnie ,twoje matki i ojca, byli inni.
Yaser Malik ,to był niezły gość ,mógł za jednym strzałem powalić trzech ludzi na raz. Była też Johannah „Jay” Tomlinson ,była niezła w czyszczeniu terenów. Było dużo innych dobrych ludzi ,ale był jeden który wywyższał sie umiejętnościami i sprytem. On. Des Styles.
Jego nikt nawet nie śmiał kwestionować. Tyle ile dokonał ,o wiele więcej niż my, będąc w tym samym wieku, nie można opisać słowami. To był nasz szef, szef gangu „Dark Alley”.  Był  też moim dobrym przyjacielem.
Miał żonę ,Anne. Kochał ją ponad wszystko i mógł wycofać każdą misję ,jeśli coś sie z nią stało. Raz ,gdy jakiś wysłaniec od wrogów chciał ją uprowadzić dla okupu ,skopał go tak ,że ledwo uszedł z życiem. –zaśmiał się mówiąc to.
- Mieli syna ,nie pamiętam jego imienia ,ale wiem ,że był w Twoim wieku. 
Wszystko było w porządku dopóki „Dark Alley” zostało przerwane. Zaraz po strzelaninie ,w której zgineli twoi rodzice. Myślałem wtedy,że nie wiem co mam z Tobą zrobić. Powiedzieć  Ci od razu kim byli ?
 Wtedy znalazłem list od twojej matki. Wiedziała ,że to nie będzie taka strzelanina jak inne ,zbyt niebezpieczna ,ale nie mogła się już wycofac ,więc napisala w nim co mam zrobić. Kazała mi Cię wychować tak jak każdą dziewczynę ,abyś miała dobre oceny i znajomych... Po części sie nie udało ,bo uczysz się w domu a nie chcesz nikogo poznać ,ale to już twoja sprawa.
Napisała ,że  ,gdy będziesz gotowa ,mam wysłać Cię do ..Eh ,znów nie wiem jak to nazwać.. Odnowionej grupy. Okazało się ,że „Dark Alley” po prostu zamieniło się w młodszą jej wersję ,nie wiem nic o jej nazwie ,kto w niej jest ,ale wiem ze musisz tam być. Nie tu ze mną ,z Martą w tym małym domku ,ale tak gdzie Twoja rodzina zawsze była.
-Gdzie? –spytałam ,a ręce trzęsły mi się od nadmiaru wiadomości ,które nadal do mnie nie dochodziły. Wymuszanie odpowiedzi chyba była nie za dobrym pomysłem.
-Do siedziby nowego gangu. Wiedzą o Tobie i tylko czekają ,aż się zjawisz. Pamiętam ,gdzie jest nasza stara siedziba a tam właśnie są.
-Ale wujku ja..- czułam się jakbym odkryła coś ,co mnie przeraża. Bardzo przeraża. Bo przerażało ,do cholery jasnej!
-Wiem ,nie da się tak po prostu wyjechać ,ale musisz. Nauczą Cię się bronić ,tu nie jesteś bezpieczna, nigdy nie byłaś.  Inne gangi wiedzą ,że tu jestem ,wiedzą o Tobie i jeśli nie wyjedziesz ,to się źle skończy.
Nie odpowiedziałam i jedynie patrzyłam w ziemię.
Moi rodzice to... Gangsterzy? Kryminaliści? To jedyne co mi przychodziło do głowy. Wujek tez nim był. Chciałam poznać prawdę ,ale teraz...
-Nie wiem co powiedzieć..
-Wystarczy ,ze powiesz ,że rozumiesz i pojedziesz tam.
-Nie mam wyboru ,prawda?- spytałam patrząc na niego.
-Masz ,ale chcę abyś była bezpieczna i to jest jedyna dobra opcja.
-Rozumiem...
Chwila ciszy.
- Kocham Cię ,wujku. Nawet ,jeśli zabijałeś ludzi.- przytuliłam się do niego pod wpływem emocji ,a on zaśmiał się swoim chrapliwym głosem.
-Ja też Cię kocham, jesteś dla mnie jak córka.- Wstał powoli- Wiem ,że to Cię nie zadowoli ,ale musisz jechać już jutro.
-Co?- spytałam zaskoczona-Dlaczego tak szybko?
-Im szybciej tym lepiej ,przyjedzie jeden z nich i Cię tam zabierze.
-Dobrze...-szepnęłam- To znaczy ,że ja was...
-Tak ,Vicki. Ale nie martw się ,są jeszcze telefony -uśmiechnął się.
-Tak ,wiem ,ale.. to nie to samo.- wstałam i wzięłam go pod rekę.
-Dla nas to też jest trudne ,ale jak mówiłem to najlepsze wyjście- zaciągnął się świeżym powietrzem- Chodźmy już ,starsznie tu zimno.