Gdy się pakowałam ,dotarło do mnie co się dzieje. Miałam ochotę rozpłakać się i zostać ,ale wiedziałam ,że to co mówił wujek jest prawdą i tylko ich narażam na niebezpieczeństwo. Nie chciałam ,żeby coś im się stało.
Moja walizka została wypełniona ubraniami i wszystkim co było mi potrzebne. Trwało to dość dlugo ,ponieważ nigdy nie oszczędzałam się co do ubrań ,jak to typowa dziewczyna.
Gdy pożegnałam się już z wujkiem i płaczącą Martą ,miałam skierować się na przystanek autobusowy. Nie mogli po mnie przyjechac tak blisko domu ,bo "inni" by nas nakryli ,dlatego tam będą na mnie czekać.
Boje się. Cholernie się boję ,tego co nadejdzie.
Nagle ze spokojnego życia ,mam nielegalnie używac broni? Szaleństwo.
Doszłam do przystanku. Przez chwile nie widziałam niczego ,aż w końcu zauważyłam czarne BMW ,kryjące się na bocznej drodze a przy nim stał niski brunet.
Niepewnie podeszłam do niego ,ale gdy uśmiechnął się na mój widok, zozumiałam ,że to on.
-Hej ,ty to ta nowa? -podalismy sobie ręce.
-Najwyraźniej- podałam mu ją.
-Louis, Louis Tomlinson- powiedział i wziął moją walizkę
,chowając ją do bagażnika.
Tomlinson?
-Syn Johannah Tomlinson?
-Obeznana jesteś ,widzę –zaśmiał się i otworzył mi przednie
drzwi pasażera-A ty jesteś?..
-Victoria Moore –powiedziałam ,kiedy wszedł na miejsce
kierowcy.
-Ah tak ,córka Annabelle i Richarda Moore, ta? Moja matka
się z nimi przyjaźniła.
Odpalił auto a ja zapięłam pasy.
-Czy to miejsce jest daleko?- spytałam.
-Zależy ,jeśli mi pozwolisz przyśpieszyć do dwusetki
,będziemy tam w niecałe 2 godziny- zaśmiał się Louis i wziął łyk puszki Coli
,która była usadzona na specjalnym stojaku.
-Dwusetki?! Nie mówisz serio...
-Chcesz mnie sprawdzić?- zachichotał ,lekko przyśpieszając.
-Nie ,nie ! Jedź tak jak jedziesz –wierciłam sie na
siedzeniu.
Brunet zwolnił do poprzedniej prędkości.
-Znasz się na autach?- spytałam widząc jak obchodzi się z
wozem.
-Hah ,Bitch Please, jestem w tym najlepszy- dumnie jechał
przez ulice ,które coraz bardziej nie rozpoznawałam. Oddalamy się od Leeds.
Brunet chyba zauważył moje roztargnienie.
-Będziesz tęsknić?-spytał nagle.
-Może trochę...
-A przyjaciele?
-Nie mam.
-Żadnych?
-Żadnych.
-Wiesz, jeśli to Ci umili czas w naszym gronie ,to mogę być
tym pierwszym.
-Pierwszym ?
-Przyjacielem.
-Ledwo się znamy –zauważyłam.
-Według mnie ,lepiej jest mieć kogoś kto pomoże Ci ,gdy
komuś podpadniesz –zaśmiał się i odłożył Cole.
-Co? Aż tak jest tam źle.
-Powiedzmy –zaśmiał się.
-Zaczynam się bać.
-Dlatego ,będe tym ,który Ci pomoże w chwilach słabośći-
uśmiechnął się.
-Ah no dobra, dzięki- mruknęłam- Można jakoś odchylić ten
fotel, jestem zmęczona- szukałam dłonią gałki.
Louis nie odpowiedział i nacisnął jakiś guzik po jego
stronie. Oparcie sprawnie odchyliło się pod idealnym kątem. Położyłam się w
wygodnej pozycji i bez podziękowań ,zamknęłam i oczy i pogrążył mnie sen.
Hej hej ,kolejny rozdział a ja niewidze komentarzy :c Fajnie by było gdybyście się udziellai ;) Zapraszam również do obserwowania bloga i czytania "Bad" ;)
Nastepny rozdział za kilka dni xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz